Ponoć jest taki złoty trójkąt – portfel, telefon, klucze. My raczej w geometrii codzienności dostrzegalibyśmy coś bardziej od czworokąta w górę. Z tą pierwszą trójką nie będziemy dyskutować, może z portfelem można by wejść w polemikę. Ale żeby tak bez słuchawek? Przerażająca wizja.
Wstęp
Dawno dawno temu słuchawki bezprzewodowe były luksusem, melomani, których nie było na nie stać, musieli ciągle chodzić na smyczy. Jak to dobrze, że te czasy mamy już za sobą i możemy „cały czas tylko w tych słuchawkach” (pozdrowienia Mamo!). I to jeszcze bez sposobów i sposobików na majtający się wszędzie kabel. Wszystko w ogóle super, bo posłuchamy sobie na nich muzyki, pogadamy przez telefon i jeszcze mogą nas odciąć od przytłaczającego hałasu otoczenia. Na przykład od tych, którzy słuchawek jeszcze nie odkryli i oglądają [tu wstaw cokolwiek co Cię wpienia] na pół tramwaju. Chodzenie po mieście bez słuchawek można uznać za objaw potężnej psychiki albo antytechnologicznej ortodoksji. Albo masochizmu. No ale tak bez jątrzenia, jeśli też tak masz, że brak portfela stresuje Cię mniej niż brak słuchawek, to totalnie wiemy co czujesz (powinniśmy napisać „rel”).
Ale nie pozwólmy sobie popaść w nadmierny optymizm – niech te plusy nowoczesnej technologii nie przysłonią nam minusów. Wybór jest ogromny, to jest kawał rynku, no i nikt Ci tyle nie da, ile obieca Ci dział marketingu producenta. My mamy ten luksus, że nasz dział marketingu nie musi Ci wcisnąć tych jednych jedynych, więc przedstawiamy Ci nasz subiektywny ranking bezprzewodowych słuchawek dousznych, w których będziemy szkalować i smagać sarkastycznymi uwagami na prawo i lewo. Bo nie za to nam płacą, żebyśmy byli sympatyczni (sympatyczni jesteśmy za friko, jak jesteśmy). No to igrzyska czas zacząć!
Dlaczego douszne?
No bo widzisz, wszystkich na raz nie możemy porównać, bo mamy taką cichą nadzieję, że ktokolwiek oprócz nas dotrwa do końca tego tekstu. Poza tym no gdzie nagłowne z dousznymi i kostnymi mieszać? To jak porównywać basen z jeziorem. Niby podstawy się zgadzają, ale rozmiar jest po coś i wymusza pewne kompromisy. Więc robimy ranking bezprzewodowych słuchawek dousznych i tylko takich.
Dodatkowo, jako już straszliwie zepsuci technologią ludzie, mamy poczucie, że słuchawki douszne to produkt technologiczny pierwszej potrzeby. Gdybyśmy mieli wybrać tylko jeden typ, to wybralibyśmy takie, bo są bardziej uniwersalne. Ot i dlatego właśnie.
Jakie mamy kryteria?
Subiektywne, absolutnie subiektywne. Będą cyferki, ale spodziewaj się po nas raczej odpowiedzi w stylu „mam takie auto i fajnie mi się jeździ”, bo to jest tego typu ranking. Nie będziemy robić jakichś salt w stylu research sprzedaży na świecie i inne twarde dane. Poradzimy Ci, jak doradzają znajomi, także wiesz – decyzja jest Twoja, jak zawsze. A żeby była na czymś oparta, to przeczytaj sobie ten ranking słuchawek bezprzewodowych dousznych i nie wierz w nic na słowo. Potem wynajmij sobie wybrane modele w Plenti i proszę, masz własną, najistotniejszą dla siebie opinie.
Żaden ekspert nie powie Ci, co Ci się najbardziej spodoba. A jak powie, to i tak sprawdź – po swojemu trzeba!
Ranking słuchawek bezprzewodowych dousznych dostępnych w Plenti
No to jedziemy, od dołu, bo nie będzie budowania napięcia:
Miejsce 10: Pamu T6C Slide mini
Może zacznijmy od zalet: są naprawdę wygodne i mają świetną pasywną izolację. To oznacza między innymi to, że świetnie sprawdzą się jako zatyczki do uszu na spokojny sen.
No i są tanie – to olbrzymia zaleta, kiedy budżet jest ciasny.
Tylko temat izolacji wygląda w ten sposób, że one mają tylko pasywną, żadnych ANC wydziwów – oldschool, nostalgia… retro? No wieje tu leciutkim technologicznym zacofaniem. ALE ZA TO NIEDROGO.
Natomiast czy ładują się po micro USB? Nie! Mają pełnowartościowy port USB-C, do tego można ładować je indukcyjnie, a one na tym ładowaniu pograją nawet 10 godzin.
One brzmią nieźle, jak na słuchawki w tej cenie. I będzie z nimi całkiem spoko, dopóki nie włożysz do ucha czegoś droższego. No bo niestety w porównaniu do droższej konkurencji wypadają mało powalająco. No więc póki nie masz porównania z niczym droższym, będzie spoko. Czasami dla dobra portfela warto nie ulegać ciekawości. Bo zdradzimy Ci taką (żadną) tajemnicę – może niektóre ceny biorą się z kosmosu, ale w większości po prostu dają sprzęt o klasę wyższy.
No więc tu strategia jest taka – jeśli kieruje Tobą oszczędność, bierz i nie czytaj dalej – będzie spoko, potem zmienisz.
W skrócie:
Dla kogo? Dla tych, którzy nie korzystali dotychczas z droższych słuchawek i potrzebują czegoś budżetowego.
Plusy: grają długo, można przez nie pogadać, nie są rozczarowaniem.
Minusy: Nie są też zachwycające, nie ma ANC.
Werdykt: Słuchaj, tu chodzi o rocka, jak czujesz bluesa (rocka), to wiesz, że chcesz je mieć.
Miejsce 9: Huawei FreeClip
To nie są słuchawki douszne, mimo, że to ranking bezprzewodowych słuchawek dousznych. Znaczy trochę są, ale nie. Słuchaj, nam wystarczyło, że wyglądają dziwnie – już mają naszą uwagę. „Dziwnie, czyli jak?” – czyli jak trochę piercing, ale taki z filmów science fiction. I niestety nie do końca wychodzi tak, że jest to forma przyszłości. One po prostu rzucają się w oczy, reszta jest kwestią gustu.
Kwestią gustu można by też określić brzmienie, ale tu jest specyficznie. Naprawdę spoko jest to, że ktoś w Huawei pomyślał o ludziach, którzy nie lubią mieć zatkanych uszu. Bo są tacy ludzie, którzy chcą mieć świadomość tego, co się wokół nich dzieje. Dlatego to dobry pomysł dla biegaczy, rowerzystów i ludzi którzy dużo czasu spędzają na spotkaniach online na open space (i drą japę, jak mają ANC). No i ucho się tak nie poci.
Ale coś nam podpowiada, że nie po to tyle lat marki pracowały nad technologią odcinania nas od zewnętrznych dźwięków, żebyśmy chcieli teraz wracać do uczestniczenia w dźwiękach tła.
Design jest mocną i słabą stroną Huawei Free Clip. I to jest fakt, niezależnie od tego, czy nam leży czy nie, są to słuchawki oryginalne. Tylko że ta forma jest też ich największą zmorą, bo zgrzebuje spory kawałek potencjału. Raz, że otwarta konstrukcja nie za bardzo pozwala im wybrzmieć na satysfakcjonującym poziomie. Dwa, że dostosowanie brzmienia dodatkowo je psuje. Trochę za dużo basu, trochę nie taki – ogólnie jest na co narzekać. Kolejna sprawa jest taka, że ich ułożenie na uchu, nie budzi zaufania. Ma się po prostu wrażenie, że one coś za luźno siedzą i zaraz wypadną.
A. To dość ważne – to są słuchawki otwarte, więc nie mają żadnej izolacji, tym bardziej ANC – taka kolejna ekstrawagancja.
Ale do rozmów, jeśli nie mamy problemu ze sporą kompresją dla naszego rozmówcy, jest to całkiem sensowny sprzęt. I wycina ładnie szumy z tła.
W skrócie:
Dla kogo? Dla ludzi, którzy lubią dziwactwa, odważny design i przedkładają go ponad funkcjonalność. Tych, którzy lubią mieć kontakt z otoczeniem i dużo gadają przez telefon.
Plusy: Design do przodu (tak je reklamują), otwarta konstrukcja, solidnie wykonane, długość pracy na baterii.
Minusy: Nie brzmią tak dobrze, jak konkurencja, przerost formy nad treścią,
Werdykt: Ciekawa propozycja, dla lubiących ciekawe propozycje.
Miejsce 8: Shokz Openfit
Tak, to nadal ranking bezprzewodowych słuchawek dousznych, a to też nie są słuchawki douszne. Ale nie mogliśmy się powstrzymać, bo używanie otwartych słuchawek dla wielu jest gamechangerem. A to się liczy w technologii – zmiana.
Nie będziemy tu rozpatrywać ANC, trochę odczepimy się od brzmienia, które jest lepsze niż modele z przewodnictwem kostnym od Shokz. Skupimy się na tym, do czego one są. Te słuchawki są na tyle oryginalne w swoim zamyśle, że może powinniśmy je dać poza konkurencją i umówmy się, że tak trochę jest. To sprzęt dla sportowców, rowerzystów, uważnych uczestników życia. Dla tych, którzy nie chcą odcinać się od bodźców z zewnątrz, choćby z uwagi na bezpieczeństwo.
Działają tak, że przetworniki wysyłają nam dźwięk do ucha za pomocą technologii Direct Pitch.
Czy to brzmi cudnie? Nie. Bardzo poprawnie, całkiem ok, nieźle – tak to określmy, ale w zestawieniu z tytanami, jak Bose – nawet nie wychodzą z ukrycia. No i dobrze, bo to zupełnie inna bajka.
Wygodne, lekkie słuchawki sterowane dotykiem – dwie niezależne, nie na pałąku, jak pozostałe modele. Zakładane za ucho, kojarzą się jednoznacznie ze słuchawkami do sportu. I tak zapewne powinny być użytkowane, w tym sprawdzą się doskonale.
7 godzin grania, z etui wyciągniemy nawet 28 godzin. To dużo.
Rozmowy – da się, ale nędznie. Poza tym wiatr pokrzyżuje nam szyki zarówno w rozmowie, jak w słuchaniu muzyki – taka cena otwartości.
W skrócie:
Dla kogo? Dla aktywnych. Tych, którzy nie chcą tracić kontaktu z otoczeniem. Dla tych, którzy nie lubią mieć zatkanych uszu.
Plusy: Świetnie trzymają się ucha, brzmią nieźle, jak na tego typu sprzęt.
Minusy: Wiatr zepsuje całą zabawę, przebodźcowanie, bo i muzyka i dźwięki z offu, nie brzmią tak dobrze, jak tradycyjne.
Werdykt: Sportowe świry i wiecznie zerkający przez ramię będą zadowoleni – te słuchawki robią to, do czego są. I fajno!
Miejsce 7: Marshall Motif ANC
Kurka, jakie one są ładne!
Umówmy się, że jak się wywodzisz z kultury gitarowej, to te słuchawki kojarzą Ci się z samymi fajnymi rzeczami. I te wszystkie nawiązania do wzmaków Marshalla są tutaj piękne i godne uznania. Już etui wygląda pięknie i te końcówki w kształcie hebli. Ale design to nie wszystko, nawet należałoby powiedzieć, że nawiązanie samym designem to zdecydowanie za mało. To jak jest z dźwiękiem?
Zacznijmy od niezbyt odcinającego ANC, które średnio radzi sobie z wyższymi dźwiękami. Możemy liczyć na nieco lepszą izolację w dolnym paśmie, aczkolwiek też nie spodziewajmy się tu cudów. W brzmieniu dominują góry i środek, więc gitarowe dziedzictwo daje o sobie znać. Nie jest też tak, że basu tu nie ma – po prostu nie jest wiodący. To słuchawki o zdecydowanie jasnym brzmieniu.
Mikrofon raczej nie jest ich mocną stroną i nie warto nastawiać się na używanie ich do rozmów w wysokiej jakości. Raczej w bezwietrznych wnętrzach, a i tak nie będzie tu szału – to są słuchawki do słuchania muzyki, nie do gadania.
4,5h grania z ANC i 6 bez, na jednym ładowaniu case’a mamy tu nawet 20h grania (26h bez ANC). Po kwadransie w etui pograją godzinę – w tej dziedzinie są lepsze żbiki, ale to nie jest zły wynik.
Ogólnie to design super, nostalgia, te sprawy. Ale nie są to najlepsze słuchawki w tym zestawieniu…
W skrócie:
Dla kogo? Spełnionych i niespełnionych gitarzystów, gadżeciarzy ze świata rockowego, miłośników ładnie zrobionych rzeczy, które działają. Ale nie aż tak dobrze, jak wyglądają.
Plusy: Piękne są. I ładnie zrobione.
Minusy: Nie pogadasz, nie za długo grają.
Werdykt: Słuchaj, tu chodzi o rocka, jak czujesz bluesa (rocka), to wiesz, że chcesz je mieć.
Miejsce 6: OnePlus Buds Pro
Ponoć miały być tym dla Androida czym AirPodsy dla Apple. A czy się udało? Udało się, przynajmniej po części – na przykład udało się zaimplementować identyczne sterowanie, jakie mamy w pierwszych pchełkach od Apple. W sensie IDENTYCZNE, więc jak przesiadasz się z jabłkowych słuchawek, nie musisz uczyć się nowego sterowania.
Buds Pro to bardzo wygodne słuchawki w funkcjonalnym etui, pozwalającym na ładowanie bezprzewodowe, a na jednym takim ładowaniu grają aż 5 godzin – to o godzinkę mniej niż drugie Airpodsy. Z kolei w 5 minut ładują się do 40%. No i to etui jest całkiem fajne – zgrabne, dobrze trzyma słuchawki w środku.
ANC jest słabsze niż w pierwszych podsach pro, ale słuchawki dopasowują poziom wyciszenia do otoczenia. Maksymalnemu wyciszeniu towarzyszy uczucie przytkania, które ogólnie nie jest niczym strasznym. Niektórzy nawet taki efekt lubią. Natomiast mogą lubić średnio fakt, że przy ANC spada im nieco jakość brzmienia. Ale jest z czego spadać – brzmią nieźle.
Dźwięku przestrzennego może nie ma w tej wersji, ale jeśli lubimy dużo basu, mało środka i sporo szczegółowej góry – to brzmi ja słuchawki do metalu, z equalizerem w kształcie uśmiechu. To są fajnie brzmiące słuchawki.
Mamy tu też możliwość uruchomienia trybu ZEN, który emituje różne kojące dźwięki z wybranej palety. Miło.
Rozmowy – jest dobrze, nie ma się do czego dowalić, moooooże poza odczuwalną kompresją, ale serio – nie robią lipy i to dobrze o nich świadczy.
W skrócie:
Dla kogo? Dla fanów muzyki rockowej i metalowej, ogólnie takiej, która nieszczególnie chce używać środka. Także miłośników marki i posiadaczy telefonów na Androidzie.
Plusy: Góry i doły obecne i sympatyczne, całkiem przyzwoicie grają.
Minusy: Niczego nie urywają…
Werdykt: To są dobre słuchawki i tyle.
Miejsce 5: Beats Studio Buds
Nasz ranking słuchawek bezprzewodowych dousznych (hehehe) już na półmetku.
Airpodsy dla Androida – to już drugie słuchawki w tym zestawieniu i nie mamy pojęcia które tak ogólnie, które mają tym być. Ludzie, jak chcecie Airpodsy, to se kupujcie Airpodsy – po co te kombinacje? Więc to są Beatsy, a odkąd Dr Dre (to wcale nie był prawdziwy lekarz, jak się okazuje…) opędzlował markę Apple’owi, tooooo…
No właśnie, co?
To, że nie pozwolili nowi właściciele przeskoczyć ich flagowych słuchawek i beatsy są wyraźnie słabsze we wszystkim. I paradoksalnie na Androidzie grają gorzej… Ot i poszaleliśmy.
Ale istnieje duża szansa, że nie masz doświadczenia z Airpodsami Pro i wtedy Beatsy mogą zrobić naprawdę dobrą robotę. Bo grają PRAWIE jak ten (niedościgniony hehehe) benchmark. Brzmienie nie jest przegięte, a izolacja nawet bez ANC całkiem niezła. Z ANC jest spoko, lepiej niż u słabszych, gorzej niż u lepszych.
To są takie słuchawki, które stoją pół półki niżej niż Airpods Pro, którymi miały być – co oznacza tyle, że to naprawdę dobry sprzęt!
W skrócie:
Dla kogo? Buntowników, raperów ale i tak Apple’owców, którym nie przeszkadza przycięta wersja legendy.
Plusy: Całkiem nieźle grają, ogólnie robią robotę…
Minusy: …tylko nie mogą przerosnąć flagowców.
Werdykt: Fajne słuchawki od Apple, ale nie tak, jak te Apple.
Miejsce 4: Samsung Galaxy Buds Pro 2
Będziemy się rozkoszować tym zdaniem: to słuchawki, które pełnię swoich możliwości osiągają z Samsungiem i z niczym innym nie zrobią takiej roboty. No i cudnie – jak walka tytanów, to niech będzie tak właśnie. Więc Samsung Buds są tym dla Samsunga czym Airpodsy dla Apple.
Zacznijmy od tego, że są bardzo wygodne i świetnie wyglądają – matowe wykończenie to strzał w dziesiątkę.
Autorski kodek Samsunga pozwoli nam posłuchać muzyki w bardzo dobrej jakości. Ale to nie znaczy, że bez niego jest źle. Bez telefonu od Samsunga po prostu nie za bardzo ma sens wybór tych słuchawek, bo grają zwyczajnie.
Brzmienie jest stonowane i nie przegina w żadną stronę,
Odporne na wodę i pot pozwolą i pobiegać w deszczu i pośpiewać pod prysznicem – fajnie, to ważne w życiu i serio wszystkie pchełki powinny tak mieć. Na baterii z ANC wytrzymają z 5 godzin, bez ANC ponoć 8, ale nie sprawdziliśmy sami.
Zgrabniutkie, eleganckie etui, które można ładować bezprzewodowo, rozszerza nam możliwości „energetyczne” tych pchełek do jakichś 18 godzin. W 20 minut naładujemy słuchawki do połowy.
Rozmowy telefoniczne bardzo spoko, nie słychać dźwięków z offu, więc jak przy Airpodsach.
W skrócie:
Dla kogo? Samsungowców, lubiących ładne brzmienie, solidne sprzęty i rozmowy na słuchawkach.
Plusy: Ładnie grają, dobrze się gada, zgrabniutkie, ładniutkie etui.
Minusy: Tylko dla Samsungów to!
Werdykt: Musi być jakaś sprawiedliwość na tym świecie – mają swoje dedykowane słuchawki jedni, to i drudzy niech mają.
Miejsce 3: 🥉 Sony WF-1000XM5
Wow. To piękne uczucie, kiedy zamiast skrzydła samolotu albo muszli prehistorycznego ślimora wreszcie wkładasz do ucha normalną słuchawkę. Sony robi świetne słuchawki – takie są fakty, ale lata błądziło w krainie ogromniastych słuchawek, teraz błądzi już tylko w krainie gąbeczek.
No to dosyć złośliwości, znaczy jeszcze jedna. Jak to się dzieje, że nagłowne słuchawki od Sony są takie super, a te douszne działają jak ciągły eksperyment? Nie wiemy tego.
Zacznijmy od formy – wreszcie jest zgrabniej i w etui i słuchawkach, nadal jest ładnie – w to akurat od początku umieją. Te gąbeczki – uznajmy to zad ciąg dalszy dziwacznych eksperymentów. No i płaski panel z boku i tak będzie łapał wiatr, jak zły – trust me bro.
8 godzin odtwarzania, a kolejne 16 w etui. Ładowanie bezprzewodowe działa, a 3 minuty szybkiego ładowania to prawie godzina słuchania – zacnie!
Recenzenci mówią, że ta linia to topka w kwestii ANC i brzmienia – pewnie topka tak, ale podchodzilibyśmy ostrożnie do stawiania ich na szczycie. ANC trochę psuje gąbeczka, a brzmienie trochę gubi środek. Ale to tyle, reszta jest miękka, soczysta, selektywna i harmonijna. I wszystkie te inne słowa na podkreślenie naprawdę dobrego brzmienia. Co nie znaczy, że jest idealnie. Jest naprawdę dobrze.
Jest fajnie. Ale nie urywa niczego, zwłaszcza to ANC i to jest ewidentnie wina tych gąbeczek-pianek – hejtujemy je.
Sterowanie odbywa się za pomocą paneli na obudowie i spoko. Sony robi to jak trzeba. No i apka – apka to złoto, można nawet ustawić w niej takie rzeczy, które będą nas wpieniać nieustannie, jak speak to chat. Ale można – to szanujemy.
A propos rozmów – rocket science w bebechach, brak szału przy dźwiękach zewnętrznych. Można przez nie gadać bez rzucani przedmiotami i słownictwem z rynsztoka (chyba, że ktoś lubi).
No więc podsumujmy – jest nietanio, brzmią naprawdę bardzo dobrze i trochę wycinają szumy ze świata, a trochę wkurzają tą cholerną gąbką. Ale jeśli poprzednie odsłony od Sony kradły Ci serce, to możesz je śmiało oddać bez walki piątkom, bo kontynuują dzieło konsekwentnie.
W skrócie:
Dla kogo? Dla fanów marki (heheheh). Nie no serio, jeśli trójki Cię ruszyły, piątki zachwycą. Dla melomanów, bo na tych słuchawkach można też posłuchać sobie jazzu z dużą satysfakcją.
Plusy: Naprawdę fajne brzmienie, sterowanie na panelach bocznych, długi czas pracy na baterii, wygodne etui.
Minusy: Gąbeczki te durne, co psują i ANC, i komfort.
Werdykt: No nie rozumiemy o co tutaj chodzi – taki potencjał, tak przykryty głupimi pomysłami…
Miejsce 2: 🥈 Bose QuietComfort Ultra Earbuds
Ajajaj. Sorawa, to są takie słuchawki, które co i raz sprawiają, że o nich fantazjujemy. No więc teraz taka historia, będzie w liczbie pojedynczej, bo jest odautorska:
Kupiłem żonie słuchawki na urodziny, Bose, bo akurat nie wystarczyło mi na Airpodsy Pro. Było mi wstyd, bo ja mam te od Apple, a tu taki nietakt. Dostała je, ucieszyła się, dała mi posłuchać takiego kawałka raczej z obszaru techno. Urwało mi głowę – bas pełniejszy, ANC bajecznie odcinało, doznania muzyczne niesamowite, jak na pchełki. No a to było dwie generacje Quietcomfort Earbuds temu…
Kiedy testowaliśmy w biurze (i poza) poprzednią wersję, zamiotło nas. Ochom i achom nie było końca. A ta wersja jest jeszcze lepsza. Bose ulepszyło tu wrażenia muzyczne, więc jest bardziej live, co już zaczyna stawiać pytanie, gdzie zabierze nas ta podróż.
Brzmienie tych słuchawek jest świetne – sprawdziliśmy to na różnych gatunkach, zahaczyliśmy nawet o niedzielny poranek z muzyką poważną. Było wspaniale. DO tego ANC, które odcina tak, że odradzamy korzystanie z niego na rowerze. Nawet z wiatrem jako tako sobie radzą.
Jeśli Twoje go-to to słuchanie muzyki i tylko to – zapomnij o reszcie, bierz te.
Na szczęście dla naszej rzetelności są rzeczy, które możemy trochę skrytykować, jak poziom mikrofonów, a właściwie rozmowy warunkach miejskich. Jest marnie, jest źle, jest wiatr, a nie słychać mówiącego. Ogólnie rozmowa przez telefon w nich to smutna konieczność, nie wygoda, nie ułatwienie.
Poza tym – cud miód i orzeszki – nie są uniwersalne, są świetne do słuchania.
W skrócie:
Dla kogo? Dla fanów świetnego brzmienia i zupełnego odcięcia, ludzi, którzy dużo latają, dla melomanów.
Plusy: Piękne brzmienie, bas z kosmosu, wycinające prawie wszystko ANC.
Minusy: Rozmawia się przez nie fatalnie, na rower trochę niebezpiecznie
Werdykt: Przecudne, jeśli wymagasz od słuchawek tylko tego, żeby pięknie grały.
Miejsce 1: 👑 AirPods Pro 2
Naprawdę, to nie tak, że jesteśmy skończonymi aplarzami… może trochę. Ale one są stanowczo za kompletne i za wszechstronne, żeby dyskutować z ich pozycją. Ranking bezprzewodowych słuchawek dousznych ma godnego zwycięzcę.
Brzmienie jest zachwycające tylko wtedy, kiedy mamy do czynienia ze słuchawkami z górnej półki po raz pierwszy. Albo kiedy potrafimy docenić czysty dźwięk, bez przegięcia w żadną stronę. Tu nic nie urywa głowy, po prostu jest bardzo, bardzo dobrze. To zaskakujące, jak udało się w tak małej formie upchnąć tak brzmiący system. No i są wygodne – znikają, jakby muzyka leciała z głośników.
Te wszystkie efekty śledzenia ruchów głowy i dźwięku przestrzennego robią świetną robotę. Na co dzień to się tego nie zauważa jakoś szczególnie, ale przy filmie czy bardziej ambitnej muzyce, ta przestrzenność robi świetną robotę.
Współpraca z ekosystemem – bywa irytująca, bo czasami nieproszone słuchawki przełączają się z Macbooka na iPhone’a. Ale takie bezwysiłkowe podpinanie pod Apple Tv już jest czymś miłym. Współpraca z Siri też może być tu pewną wygodą, kiedy chcemy, żeby do kogoś zadzwoniła czy włączyła określoną muzykę. Bardziej skomplikowane operacje, jak odpalanie nawigacji, rozbijają się o jej nieznajomość polskiego.
Obsługa ściskaniem i gestami to świetna sprawa, zwłaszcza, że Apple naprawiło absurdalny brak możliwości podgłośnienia gestem z pierwszych Airpodsów. No fajnie, że jest, szkoda, że dopiero teraz.
ANC – nadal słychać w nich wiatr na rowerze. Nadal nie jest to poziom zupełnego odcięcia, ale jest znacznie lepiej niż w wersji pierwszej. A tam było już bardzo przyzwoicie. Bardzo ładnie współpracuje to z wycinaniem dźwięków z zewnątrz, kiedy gadamy przez telefon. Do rozmów telefonicznych są absolutnie świetne.
Etui można ładować bezprzewodowo i działa trochę jak AirTag. To świetna wieść dla tych, którzy rano biegają po całym domu, szukając elementów złotego trójkąta (czworokąta, jak ustaliliśmy).
No za to wszystko dajemy im pierwsze miejsce i nic nas nie obchodzą utyskiwania. Są świetne i tyle!
W skrócie:
Dla kogo? Apple’owców, ludzi z ciężkim fomo, miłośników tego, żeby było dobrze, prosto i funkcjonalnie. Dla tych, co dużo gadają przez telefon.
Plusy: Bardzo uniwersalne i robiące wszystko naprawdę świetnie, wygodne, grają świetnie.
Minusy: Z Androidem już nie są takie super, ANC nie wyrywa z rzeczywistości.
Werdykt: JAPKO KRUL!
Podsumowanie:
No i napisaliśmy – nasz własny, subiektywny ranking bezprzewodowych słuchawek dousznych. Wspaniale, że udało Ci się dobrnąć do końca tego zestawienia. Teraz możesz spokojnie o tym wszystkim zapomnieć i iść wyrobić sobie własne zdanie. Bo żaden blog nie da Ci tyle, co własne doświadczenie. Tym bardziej, że każdy ma inne preferencje, inne ucho, inny gust muzyczny. Doświadczaj zatem razem z nami. Wynajmij słuchawki w Plenti.
Nie słuchaj nas, siebie słuchaj – najlepiej w świetnie dobranych słuchawkach. POZDRO!